Nieodwracalność globalizacji a przyszłość polskiej gospodarki
Grzegorz W. Kołodko
Pięć wieków temu – 6 września 1522 roku – Juan Sebastián Elcano wrócił do Sewilli na pokładzie żaglowca „Victoria”, jedynego z pięciu, na których stamtąd trzy lata wcześniej wyruszyła odważna wyprawa Ferdynanda Magellana dookoła świata, którego kulistości wtedy wciąż jeszcze wielu nie dawało wiary. Wkrótce potem słońce już nigdy nie zachodziło nad imperium królów Hiszpanii, Karola V i Filipa II. Powstawały i ewoluowały też inne imperia. Nadeszła epoka globalizacji, choć nikt tego procesu, którego sens uchwycić można tylko w kategorii czasu, wówczas tak nie nazywał.
Istota globalizacji
Globalizacja niejedno ma oblicze, dlatego też napotkać można różne jej definicje. Inaczej niż geograf określi ją socjolog, odmiennie opiszą prawnik i kulturoznawca, a jeszcze inaczej politolog i ekonomista. I każdy z nich ma prawo do własnej definicji, ponieważ jest kategorią wielowymiarową i choć dla nas najważniejsza jest ta ekonomiczna, to by pojąć dobrze jej istotę, trzeba nieustannie pamiętać także o wymiarach demograficznym, ekologicznym, społeczno-kulturowym i politycznym. Mamy z tym kłopoty, gdyż nauki społeczne, a więc i nasza piękna ekonomia, mają trudności z nadążaniem z wyjaśnianiem szybko zmieniającej się rzeczywistości, a tym bardziej z wywieraniem wpływu na to, w którą stronę ona zmierza.
Więcej…
|
Kłócenie orężem
Janina Łagoda
Zatarg, będący kąkolem w społecznym dialogu, stał się dziś głównym sposobem zarządzania państwem. Ekstensywne to i wyświechtane narzędzie, nadużywane w politycznych obrachunkach, jest znane od niepamiętnych czasów. Było traktowane jako skrajność w drodze do zwycięstwa, bądź niespodziewanej klęski. Nastąpił renesans tego nikczemnego spektaklu. Skutków politycznych zawirowań wprawdzie nie sposób przewidzieć, ale kłótnia w polskich warunkach urosła do miana strategicznego oręża rządzącej partii. Konfliktowanie społeczeństwa jest prymitywnym, ba perfidnym i przerażającym sposobem zdobywania wyborczych kartek. Koncyliacja, jako jeden z ważkich warunków społecznego postępu znalazła się w matni znaczonej tragizmem. Taki to wybór wicepremiera od bezpieczeństwa państwa o milczącym statusie w sprawach ważkich dla losów kraju. Przypomina to mentalność strażaka-piromana.
Więcej…
Tryumfalizm nade wszystko
Janina Łagoda
Wiele wskazuje na to, że im bardziej partię rządzącą przytłaczają rozterki, z tym większą determinacją pławi się w propagandowych eliksirach – ale to zaledwie chwilowy błogostan odległy od realności. Dotąd nie znaleziono skutecznego sposobu na neutralizację owych dolegliwości, choć pretoriańskich ratunkowych pomysłów było wiele. Zdarzenia można co najwyżej objaśniać, interpretować, wzbogacać okolicznościami wówczas im towarzyszącymi i późniejszymi również, lecz zakusy profilowania minionego czasu na sloganowe potrzeby bieżącej polityki są niestety cynizmem, uprawianym z zawziętością przez rozliczne partyjne konsorcja, włącznie z warszawską Nowogrodzką giełdą. Okazuje się, że ponoć w jedynym narodowym młynie tam pracującym, zainstalowane rzeszota mają przeróżne wybiórcze otwory dla przesiewu patriotycznych zachowań wobec przeszłości, dnia dzisiejszego i perspektyw. Wspólnym mianownikiem jest wypełniająca je partytura jałowych bogoojczyźnianych tonów, zaś praktyka infantylnością tchnie, jak chociażby ów symboliczny przypadek dzierżawienia przez rządzącą partię swojej centralnej siedziby od izraelskiego właściciela, przed chwilą wykupionej przez polską spółkę hotelarską, co również ocieka tandetą wobec pisowskich deklaracji o suwerenności.
Więcej…
Labilność rządzących
Janina Łagoda
Czyny rządzących, pozostające w symbiozie z ich władczym egoizmem, coraz bardziej oddalają się od zapowiadanej wersji równoważenia zindywidualizowanych obywatelskich oczekiwań z globalnymi interesami państwa, wprzęgniętego międzynarodową poświatę. Praktyka różnymi barwami iskrzy, co nie powinno budzić wątpliwości. Rzecz w tym, aby administrujący instytucjami państwa niwelowali rozterki, a to już wymaga fachowości. Kraj znalazł się w diabolicznej sytuacji. Miast plantowania społecznych wybojów, partyjna tzw. zjednoczona prawica, mnoży wybrzuszenia na geodezyjnej łacie. Pytanie: w imię czego? Dotychczasowe czyny niewiele mają wspólnego z dobrymi intencjami wobec instytucji własnego państwa. Amatorszczyzna, nepotyzm, samolubność i materialna pazerność przytłoczyła merytorykę. Pojedynki są toczone w zaściankowej formule, ale szranki wyznaczają pojałtańskie graniczne słupy. Ich przekraczanie jest dopuszczalne wyłącznie pod nadzorem partyjnych notabli i tylko w sytuacjach, kiedy sprzyja to interesom koterii rozgrywających hazardowe partie na krajowym bilardowym stole.
Więcej…
Prof. Andrzej Friszke: Piłsudskiemu amputuje się kawał życiorysu
Nie można podnosić marginalnych zjawisk do rangi głównej tradycji. Narodowo-katolickie ruchy nie miały nic wspólnego z odrodzeniem państwa polskiego - mówi w rozmowie z Onetem historyk prof. Andrzej Friszke, opowiadając o wydarzeniach wokół odzyskania przez Polskę niepodległości w 1918 r. - W upowszechnianej przez państwo narracji Piłsudski rodzi się w czasie I wojny światowej. Nie wiadomo skąd przyszedł, kim był, jakie siły i grupy ideowe go popierały - uważa prof. Friszke. Historyk twierdzi, że obecnie "wymazuje się zupełnie tradycję lewicy niepodległościowej i jej rolę w odbudowaniu państwa polskiego" - Działania Daszyńskiego, a potem Piłsudskiego były zburzeniem dotychczasowego porządku społecznego, prawdziwą rewolucją. Wprowadzali absolutnie radykalne postulaty, głoszone wówczas jedynie przez socjalistów - zaznacza - Prof. Friszke opowiada też o ogromnych napięciach w pierwszych miesiącach polskiej niepodległości, m.in. o "buncie fornali", czyli brutalnych strajkach robotników rolnych w 1919 r. - Wizja powszechnej mobilizacji Polaków do obrony Warszawy przed bolszewikami nie jest prawidziwa. Ochotnicza armia skupiała głównie młodzież miast i szkół. Na wsi mobilizacja wyglądała bardzo kiepsko - zaznacza
Więcej…
Dokąd zmierzamy?
Janina Łagoda
Wylano morze inkaustu i nadwerężono niezliczone struny głosowe, trudząc się nad ostatecznym i przekonywującym objaśnieniem odpowiedzi na pytanie zadręczające od zarania umysły nie tylko rodaków: dokąd zmierzamy? Dotąd nie znaleziono satysfakcjonującego responsu. Są uczone rozprawy, polityczne deklaracje, sugestie prezentowane w różnych obywatelskich konstelacjach, ale oczekiwanej jednoznaczności brak. Nie powiodło się też przykładowo Paulowi Gauguinowi (1848-1903), wybitnemu francuskiemu malarzowi w jego alegorycznym, wspaniałym obrazie zatytułowanym: Skąd przychodzimy? Kim jesteśmy? Dokąd zmierzamy? Cele ludzkiej egzystencji są zindywidualizowane i pozostają w samolubnym dystansie od regulacyjnych prawideł państwa. Co do tego nikogo przekonywać nie trzeba. Rzecz w tym, aby rządowe decyzje wpisywały się w pragnienia narodu, a nie gruntowały wyłącznie władcze chciejstwo. Idealistyczne wyobrażenia muszą być nasączone realizmem w obrębie wyznaczonych celów, jeśli mają sprzyjać konsolidowaniu obywatelskiego społeczeństwa i stapiać partyjne egoistyczne nacieki.
Więcej…
Socjalizm tak, ale bez mitów i fałszów
Mirosław Nizielski
Słowo socjalizm coraz częściej pojawia się w sferze medialnej. W ocenie trendów i decyzji społecznych, politycznych i gospodarczych kojarzonych w polskiej przestrzeni medialnej ze słowem socjalizm przeważają zwykle mity i fałsze. Warto zastanowić się nad rozumieniem tego słowa, a właściwie kryjącej się za nim idei, przez używających tego sformułowania. Dla jednych kryje się w tym zarzut powrotu do fałszywych rozwiązań politycznych i społecznych, dla części starszego pokolenia oznacza tęsknotę za czasami w których państwo zapewniało stabilizację życiową i możliwość awansu społecznego. Wśród ludzi młodych słowo to oznacza coraz częściej pragnienie radykalnej zmiany prowadzącej do eliminacji rosnącego rozwarstwienia społecznego w którym bogaci staja się coraz bogatsi, biedni coraz biedniejsi, a klasa średnia nie widzi szans na własny rozwój.
Więcej…
Władcy w improwizacyjnym zadęciu
Janina Łagoda
Monolog mickiewiczowskiego Konrada z III części Dziadów obwieszczającego bratanie się z narodem i jednocześnie domagającego się od mitycznego Boga władzy jemu równej, chyba zafascynował rządzących. Na szczęście nie jest to jeszcze wierna kopia tamtego łaknienia, ale symptomów wiele w codziennych reakcjach sprawujących zarząd nad instytucjami państwa. Łączenie mistyki z prozą codzienności ma ograniczone walory, ale jeśli fikcja zaczyna brać górę nad realnością, to suweren ma prawo się niepokoić.
Rządowa wizja
Czarę społecznej nieufności wobec rządzących przelał zamęt wokół stawiania na jednej szali praworządności i na drugiej unijnej finansowej perspektywy oraz innych intratnych świadczeń na naszą rzecz. Rząd, a w jego składzie zawiadowca kraju, ponieśli klęskę. Wygrało społeczeństwo. Czy tak musi działać państwo? Świat to obserwuje i reaguje, a nie są to dla RP pozytywne refleksje. Wprzęgliśmy się w węgierski rydwan o mętnej marszrucie, i to bezinteresownie. Dotychczasowa jazda już obfituje dla nas, na zagranicznych forach, dyplomatycznym deficytem. Szkody powodowane tak niedorzecznymi gestami naprawia się latami. Sama myśl o ruletce cynicznie uprawianej w bogobojnej nowogrodzkiej rodzinie, to bałamutna droga i grzeszny znak. Rzeczywistość wyzwala niecodzienne zachowania, ale hipokryzja promieniująca w rządowym wydaniu zasmuca.
Więcej…
Czy można poprawić sytuację mieszkaniową ludzi niezamożnych?
Janusz W. Bandurski
Sytuacja mieszkaniowa do czasów Polski Ludowej
W sytuacji lokalowej znacznej części mieszkańców miast i różnych ośrodków gospodarczych zmiany następowały poczynając od pierwszej połowy XIX wieku. Najczęściej były one konsekwencją postępującego rozwoju gospodarczego i napływem do miast tysięcy ludzi poszukujących zatrudnienia oraz mieszkania. W większości rozwijających się ośrodków miejskich budowano domy i kamienice z mieszkaniami na wynajem, często luksusowe i okazałe, o wysokim standardzie wykończenia, ale z uwagi na wysokie koszty wynajmu, niedostępne dla osób mniej zamożnych, czy robotników. Jednocześnie właściciele wielu, szczególnie dużych fabryk, w celu zapewnienia pracowników niezbędnych dla ich działalności, inwestowali w fabryczne budynki mieszkalne. Były to początki budowy osiedli robotniczych, mieszkań „służbowych” i budownictwa, określanego później jako „zakładowe”. Pracownicy i ich rodziny zamieszkiwali w nich w związku z zatrudnieniem w danym przedsiębiorstwie, czy organizacji gospodarczej. Wiele takich zespołów mieszkalnych powstało na terenach Niemiec, Francji i Wyspach Brytyjskich. Również na terenach obecnej Polski powstawały osiedla ze słynnymi „familokami’, budynkami wielorodzinnymi z mieszkaniami przeznaczonymi dla pracowników kopalń i hut na Śląsku. Podobny charakter miały tzw. famuły, czyli domy mieszkalne budowane przez największych łódzkich fabrykantów Scheiblera i Grohmanna dla pracowników zatrudnionych w ich fabrykach.
Więcej…
|
|