Bezrobocie dotyka Polaków coraz bardziej. Zgodnie z zapowiedziami, zaczął się fatalny rok. Tymczasem nasz „dyskurs publiczny” skupia się na teleduperelach czyli sprawach w gruncie rzeczy drugorzędnych. Jak afery wokół Wandy Nowickiej lub Janusza Palikota. Ostatnio głośnego romansu Jacka Kurskiego. Nie mówiąc o chwaleniu rozrodczości przez wybitnego specjalistę w tej dziedzinie prezesa Kaczyńskiego. A ostatnie zmianach w Radzie Ministrów.W tym samym czasie wzrasta bezrobocie. Liberalny żurnalista Witold Gadomski pisze na ten temat tekst, gdzie obciąża winą… związki zawodowe. Bo związkowcy mają lepiej zarabiać. Dzielą rynek pracy na uprzywilejowanych i bezrobotnych. Dlatego żąda on liberalizacji prawa pracy, bo „przywileje związkowców hamują wzrost miejsc pracy. I bardzo utrudniają działalność naszym przedsiębiorcom.
Stoimy jednak wobec bardzo ciężkiej sytuacji setek tysięcy ludzi bezrobotnych. Część ich miejsc pracy będzie stracona bezpowrotnie. Czy i kiedy zaczną powstawać nowe – nie wiadomo. Na pewno nieprędko. Nawet, jeżeli powstaną to niekoniecznie dokładnie tam, gdzie były wymówienia i bankructwa.
Jakie to będzie miało konsekwencje polityczne? Zapewne spadnie poparcie dla rządu i dla koalicji rządzącej. A jest ono i tak już niskie. Można zapytać: Czy jednak ludzie wyjdą na ulice? Chyba tak, bo Tomasz Sakiewicz (Gazeta Polska) i PiS już wzywają do obalenia rządu w kolejną rocznicę „zamachu”.
Spadek po lewicy, czyli głosy odrzuconych, niezadowolonych, zdobywa prawica, czyli PiS. Łączy ona hasła narodowo – patriotyczne z retoryką opiekuńczo – socjalistyczną. Im głębszy będzie kryzys, tym głośniejsza będzie retoryka socjalna PiS. Dotychczas prawica wyprowadzała ludzi na ulice pod hasłami narodowymi – rocznice powstań, miesięcznice i rocznice „zamachu”. Teraz należy się spodziewać kombinacji retoryki narodowej i socjalistycznej. PiS ma zapewniony elektorat ludzi, którym „ukradziono ojczyznę”, teraz będzie zabiegał o rosnący elektorat tych, którym „ukradziono pracę”.
Gdzie są pieniądze?
Przyjrzyjmy się jednak gdzie są pieniądze. Nie tym 300 miliardom, które mamy dostać z Unii Europejskiej w latach 2014 – 2020. Ale tym, które są w kraju na kontach przedsiębiorstw. Bo nieustannie słyszymy narzekania z ust przedsiębiorców, że koszty pracy w Polsce są niesłychanie wysokie. Ich prominentni reprezentanci – z BCC i Instytutu im. Adama Smitha – stale mówią, że trzeba „ciąć koszty”. Czyli zmniejszać płace.
Wielu pracodawców – na przykład Janusz Palikot – był znany z tego, że po prostu nie lubił płacić należności. Ta praktyka jest tak powszechna, że sformułowanie „za pracę nie płacę” stało się kiedyś tytułem tekstu w „Polityce”. Albo płacę marnie, a „rozliczam się miesiącami”. Stąd mówi się, że przedsiębiorcy zarabiają tyle ile wydają, a pracownicy wydają tyle ile zarobią …
„Polityka” zwracała uwagę na lawinowe narastanie zaległości płatniczych wobec pracowników. W 2008 r. wynosiły one tylko 100 milionów złotych w skontrolowanych przez Państwową Inspekcję Pracy 70 tysiącach przedsiębiorstw. Obecnie te zaległości czy opóźnienia wynoszą kilkaset milionów, co oznacza problemy dla setek tysięcy polskich rodzin. W tym samym czasie liczba polskich jachtów w Chorwacji oceniana jest na tysiące – mówi się nawet o 10 000 – nie mówiąc o portach innych krajów.
Należy się może zastanowić jak jest z finansami przedsiębiorstw. Jak one funkcjonują na „zielonej wyspie”, gdzie inflacja jest najniższa od 2007 r. i wynosi 1,7 procent. Sięgnijmy do danych Narodowego Banku Polskiego, który podaje, że na kontach przedsiębiorstw w grudniu 2007 r. było 143 miliardy 650 milionów. Natomiast już po wybuchu kryzysu nastąpił niewielki wzrost, bo w 2008 r. było 149 miliardów 401 milionów. W 2009 r. 164 miliardy 894 miliony, w 2010. r. 181 miliardów 259 milionów, w 2011 r. było 203 miliardy 185,9 milionów złotych. Natomiast w minionym roku nastąpiło swoiste „przyspieszenie” wzrostu stanu konta, bo w grudniu 2012 r. było 270 miliardów 217 milionów. Czyli stan konta w ciągu roku wzrósł o 66 miliardów 932,9 miliona złotych.
Natomiast w styczniu 2013 r. było już 270 miliardów 683 miliony złotych. W ciągu jednego tylko miesiąca przyrost wyniósł 466 milionów złotych. A więc w ciągu kolejnych miesięcy i lat kryzysu obserwujemy znaczący wzrost środków finansowych na kontach przedsiębiorstw. W 2013 r. na kontach przedsiębiorstw zanotujemy kolejne wzrosty, z pewnością szybko „pęknie” 300 miliardów złotych. W tym samy czasie bezrobocie wynosiło w 2008 r. 9,5 procent, odtąd wzrasta w szybkim tempie. W najbliższych miesiącach poszybuje z pewnością w górę przekraczając 15 procent.
Nasuwające się pytania
Oznacza to dalsze pogłębianie się podziałów społecznych. Choć trzeba dodać, że pieniądze według danych NBP niekoniecznie to wyłącznie prywatne środki pracodawców. A są to fundusze możliwe do uruchomienia w produkcji. O tym się nie mówi, a dane nie są tajne.
Tymczasem rząd Donalda Tuska wprowadził abolicję za niezapłacone przez przedsiębiorców składki ZUS za lata 2001 – 2012. Wynoszą one bagatela 868,5 miliona złotych, których nie zapłaciło blisko pół miliona przedsiębiorców. Jest to kolejny gest wobec bogatych, a lekceważenie pracowników.
Jak zareaguje na to społeczeństwo? Może pójść za populistami z PiS, bo mamy uwiąd lewicy w Europie, w tym na pewno w Polsce. Trudno znaleźć lewicową odpowiedź na kryzys. Niestety lewicy – w sensie klasowym, ekonomicznym – nie ma. Lewica zajęta jest równouprawnieniem, mniejszościami, ale nie takimi drobiazgami jak bezrobocie, spadek zarobków, rosnące różnice dochodów.
Na lewicę zajmującą się problemami społecznymi, czyli dotyczącymi spraw zwykłych ludzi w Polsce wciąż czekamy.
Lech Kańtoch