Reperkusje międzynarodowe
Nie sposób patrzeć w sposób zindywidualizowany na akcje strajkowe i protesty w poszczególnych krajach Unii Europejskiej. To nie były odrębne akcje strajkowe, które można zlekceważyć lub relacjonować tak, jak to się robi w III RP.
Był to po prostu ogólnoeuropejski protest zorganizowany przez organizacje stowarzyszone w Europejskiej Konfederacji Związków Zawodowych. Tym razem neoliberalna TVN zrobiła rankiem 14 listopada krótki przegląd wydarzeń, a później już tych spraw nie podejmowała. TVP 1 poświęciła nieco miejsca w głównym wydaniu o 19.30, a później TVP Info zorganizowała okolicznościową dyskusję z udziałem przedstawicieli OPZZ, „Solidarności” i BCC.
Natomiast prasa kompletnie „olała temat”. Jedynie w „Gazecie Wyborczej” wypowiedział się Witold Gadomski. Tekst ma porażający tytuł: „Związki strajkują, demokracja działa”. Darujmy sobie relację tego artykułu. I to wszystko.
Jeśli sięgniemy do tytułów zagranicznych to spotka nas zaskoczenie. Zarówno „The Washington Post”, jak i „New York Times” zamieściły po kilka relacji. Specjalny tekst znalazł się na stronie internetowej tygodnika „Time”. Również prasa brytyjska poświęciła uwagę europejskiemu protestowi związków zawodowych. Można znaleźć relacje i komentarze w „The Times”, „The Guardian” i „The Financial Times”. W tych artykułach można przeczytać o „skoordynowanej akcji protestacyjnej przeciwko polityce oszczędności w czasach kryzysu gospodarczego”. W „New York Times” czytamy, że mimo ewidentnego kryzysu „rządy europejskie forsują zaciskanie pasa mimo sprzeciwu społeczeństw”. W jednym z tekstów „The Washington Post” jest cytat wypowiedzi Bernadette Ségol, sekretarza generalnego EKZZ, która mówi, że „na Południu jest stan pogotowia socjalnego. Wszystko na to wskazuje, że realizowana polityka jest niewłaściwa i nie odnosi pożądanych skutków”.
Skoordynowany mega – strajk
To właśnie polityka cięć wydatków socjalnych jest czynnikiem łączącym strajki w poszczególnych krajach „w jeden wielki, skoordynowany, wielonarodowy mega-strajk” – czytamy w tygodniku „Time”. W Unii Europejskiej jest 25 milionów bezrobotnych, co dodaje znaczenia związkowym protestom. Europejscy związkowcy mają wsparcie Międzynarodowej Konfederacji Związków Zawodowych. Jej sekretarz generalny Sharan Burrows wystosowała list do przewodniczącego Komisji Europejskiej, Jose Manuela Barroso i przewodniczącego Rady Europejskiej, Hermana Van Rompuy wzywający do zmiany polityki, która przynosi tylko negatywne skutki społeczne.
Związkowcy rzucili wyzwanie rządom krajowym, szefom wielkich banków, kierownictwom Międzynarodowego Funduszu Walutowego i Unii Europejskiej w przeddzień dyskusji nad budżetem unijnym. Nie sposób było o lepszy łącznik jednoczący do wspólnej akcji EKZZ, który zrzesza 85 organizacji z 36 krajów, licząc w sumie około 60 milionów członków.
„Nigdy nie widzieliśmy – mówi hiszpański parlamentarzysta, Alberto Garzon – międzynarodowego strajku tak łączącego przez granice różne krajowe związki zawodowe. To nie są wyłącznie hiszpańskie czy portugalskie sprawy, to wiele krajów żąda zmian”.
Z kolei organizator Koalicji Oporu z Wielkiej Brytanii, Andrew Burgin, zauważył, że marsze i demonstracje „wykuwają więzi łączące całą Europę, pokazują, że brytyjska walka przeciwko cięciom jest częścią ogólnoeuropejskiego, międzynarodowego ruchu”.
Przeciwnicy cięć budżetowych wysyłają jasny sygnał do rządów krajowych, a także do „Troiki” – Komisji Europejskiej, Europejskiego Banku Centralnego i Międzynarodowego Funduszu Walutowego – że polityka oszczędności nie wyprowadza Unii Europejskiej z kryzysu. Natomiast tylko go pogłębia.
„Sytuacja staje się coraz bardziej pilna – mówi rzeczniczka EKZZ Patricia Grillo – musimy powstrzymać spiralę prowadzącą w dół. Odwrócić politykę oszczędności, do których nawet MFW nie jest zbyt przekonany”.
Wnioski dla rządzących
Można się spodziewać, że do rządów krajowych i unijnych gremiów kierowniczych dotrze przesłanie ogólnoeuropejskiej akcji protestacyjnej. A podczas debaty nad budżetem – 22-23 listopada – zostaną wyciągnięte wnioski.
Trzeba się obudzić – sugeruje Alberto Garzon – to dopiero „początek mobilizacji społeczeństw, a nie jej koniec”.
Lech Kańtoch