Przez cztery lata premier Tusk upajał się sondażami, rozgrywał Kaczyńskich i nic nie robił, tylko administrował krajem. Po wygranych wyborach najpierw go długo nie było, a później zanotował serię wpadek. Jest ich tak wiele, że może warto pokrótce je podsumować w formie „grzechów”
„Siedem grzechów głównych”
Brakuje wizji i to nie tylko w exposé. Nie ma tam ani celów bliższych, ani dalszych. Ani strategii ani taktyki, tylko robienie „na błysk”. Ale jest to robione „po łebkach”, bo przecież nasza Prezydencja nie została dobrze propagandowo sprzedana.
Jest natomiast wyliczanka „księgowego”. Nie ma spraw społecznych.. A to oznacza, że Pan Premier „nie widzi”, że w urzędach pracy jest zarejestrowanych 5 (słownie: pięć) milionów szukających pracy obywateli.
Raptem Pan Premier chce podnieść wszystkim wiek przechodzenia na emeryturę na 67 rok życia – kobietom i mężczyznom. Nie ma też o tym co mają robić bezrobotni ludzie z grupy „50+”, czy tylko zwiększać liczbę bez pracy ? A co z bezrobociem młodzieży, które w niektórych regionach sięga 60 procent.
Kiwanie to podstawa sukcesu Donalda Tuska. Stosuje je w polityce i na boisku piłkarskim. W Polsce udało mu się ograć już właściwie wszystkich. W Platformie Obywatelskiej najpierw wygrał z „tenorami” – Andrzejem Olechowskim i Maciejem Płużyńskim. Później udało mu się „wykosić” „Premiera z Krakowa” – Jana Marię Władysława Rokitę. W międzyczasie „wyciął” niezwykle ambitnych ludzi z Dolnego Śląska, choć tu pomogły mu ich nieco „szemrane” układy. Ostatnim „spuszczonym w kanał” był Grzegorz Schetyna.
Premier „ogrywa” też społeczeństwo, serwuje Polakom, że „Polska jest zieloną wyspą”. Ale dla tych najbogatszych.
W jesieni padła nawet teza, że „nie ma z kim przegrać”. Czy naprawdę, a może z samym sobą? Bo, o co walczy Donald Tusk? No właśnie?
Kunktatorstwo to administrowanie krajem, a nie rządzenie. Bo przecież problemów w Polsce nie brakuje, premier Tusk tylko je odsuwa od siebie. Gdy „padały” stocznie, szukano „inwestora w Katarze”. Niestety nie przybył.
A sprawy przygotowań do „Euro 2012”, plany budowy stadionów czy autostrad. Ze stadionami – w tym Narodowym – sobie „jakoś” poradzono, ale autostrady buduje kolejny minister, który jest „zachwycony” premierem, autostradami mniej.
Donald Tusk lubi przerzucać odpowiedzialność na innych. Wspierając komercyjne telewizje – TVN i Polsat – wezwał, by ludzie „nie płacili za abonament”, który idzie na TVP. Dziś usiłuje to odkręcać. Gdy są problemy ze szkołami, niech robią to samorządy, a nie ministerstwo edukacji narodowej. Zwiększa się ilość zadań, ale w ślad za tym nie idą środki.
Reaktywność to nic więcej jak brak inicjatywy i wizji. To dość zręczne, ale czasami nietrafione wypowiedzi. Nawet rażąco bezmyślne. „Kastrować pedofilów” jest przykładem tylko naskórkowej reakcji słownej. Bez jakichkolwiek działań.
To cofanie się pod naporem wydarzeń. Reagowanie na „wyłażenie spod dywanu” spraw tam „zamiecionych”. Choćby „urobek” legislacyjny poprzedniego Ministra Zdrowia. Po czasie wyszły na jaw wszystkie niedoróbki legislacyjne związane w „ustawą refundacyjną”. Przez kilka tygodni było mnóstwo hałasu z tą sprawą, a jeszcze więcej problemów mieli pacjenci.
Efekciarstwo to pole największych sukcesów Donalda Tuska. „Majstersztyk” roku 2011 to „wyjęcie” z SLD niezwykle zdolnego Bartosza Arłukowicza. Z tej okazji Grzegorz Napieralski słusznie dostał „złotą malinę”. Do Platformy – a właściwie na ich miejsca mandatowe – udało się zachęcić Danutę Hűbner, Dariusza Rosatiego, a także Joannę Kluzik – Rostkowską.
Jak tak dalej pójdzie to Donald Tusk może nawet rządzić tak długo jak angielski premier z XVIII wieku Sir Robert Walpole – dwadzieścia jeden lat. Tylko czy znajdzie jeszcze ludzi „do wyjęcia”?
Zaniechania są spowodowane brakiem umiejętności strategicznych i chęcią rozmowy ze społeczeństwem. To pokazuje jego kompletny brak wiarygodności. Stąd Donald Tusk nie radzi sobie z problemami tylko administruje i gra PR-em. Całe minione cztery lata przeszły pod znakiem takich „niedoróbek”. Teraz zaczynają one wyłazić „spod dywanu”.
Niektóre problemy są znacznie dłuższe, choćby niekorzystne zmiany demograficzne. Nie przekroczyliśmy przecież liczby ludności z 1988 r. A przecież już minęło 23 lata. Stale liczymy te 38 milionów, ale następuje dramatyczne starzenie się, a rodzi się mała ilość dzieci. Mamy najniższą „dzietność” w Unii Europejskiej. Mimo to są coraz większe problemy z brakiem miejsc w żłobkach i przedszkolach, gdzie znajdujemy się na szarym unijnych wskaźników. Są też różne problemy związane ze szkołami podstawowymi, średnimi i wyższymi. To jest problem wyjściowy dla szeregu innych zagadnień. Choćby z kształceniem rozbieżnym z potrzebami rynku pracy.
Nerwowość premiera staje się coraz częstszym zjawiskiem. Sam Donald Tusk popadł po wygranych wyborach w długi okres nic nie mówienia i nic nie robienia. Był jakby go nie było. Po dwóch miesiącach okazało się, że tworzy rząd. I t nie byle jaki – partyjny, złożony nie z fachowców, ale raczej zbyt ambitnych ludzi.
Premier podjął kilka decyzji, szybko, nagle i bez konsultacji. I dopiero wtedy zaczęły się wpadki. Były też śmieszne „pohukiwania”(ustawa refundacyjna, ACTA, Narodowe Centrum Sportu, sprawy finansów).
Rachunek sumienia
Premier Tusk utracił nimb wielkiego przywódcy. o jakim mówili jego gorliwi wyznawcy z Platformy Obywatelskiej i zaprzyjaźnieni dziennikarze. Przestał być nawet nieomylnym w samej Platformie. Dawniej był przedmiotem szalonych ataków Jarosława Kaczyńskiego i jego podwładnych z PiS. Ale wciąż może liczyć na „wsparcie” Jarosława Kaczyńskiego. Doczekał się zresztą tego, czego oczekiwał.
Dziś opozycja zaczyna sobie z niego drwić. A dziennikarze już nie są mu tak przychylni. Pojawiają się pytania, jaka jest właściwie istota rządów Donalda Tuska? Czy jest nią tylko sprawowanie władzy? Można też zapytać, jakie wartości wyznaje Donald Tusk? Jakie idee chce propagować? Czy nadal ma być to „niepełnosprawna demokracja”?
Za podstawową wadę Donalda Tuska można obecnie uznać brak zdolności do szczerej rozmowy. Nie jest wiarygodnym, ludzie mu już nie ufają. A on tego nie potrafi – organizuje konferencje –nawet bardzo się stara. Jego nieszczerość jest aż nazbyt widoczna. Ta ekipa – jak powtarzają jej krytycy – nie widzi, nie słyszy, nie czuje potrzeb społecznych.
A w dodatku zaskakuje swymi szybkimi decyzjami, stosuje ograne techniki propagandowe, m.in. tzw. „przykrywki”. Unika poważnej dyskusji. Mimo że spotkał się z partiami w sprawie „67” – reformy emerytalnej, zrobił nawet przegląd ministrów. Stąd pojawiające się pytania: skąd ten pośpiech i determinacja premiera? Czy jest jakieś „drugie dno”?
Społeczeństwo zaczyna dostrzegać nadchodzący kryzys, bo pojawiły się napięcia w koalicji, która wielu spraw nie załatwiła. Przecież mamy najgorsze wskaźniki socjalne w Unii Europejskiej, a „zielona wyspa”, to sprawa ludzi bogatych.
Obawia się też powrotu IV RP – bo przecież istnieje IPN i myślenie typowo prawicowe – a przede wszystkim policyjnego państwa Jarosława Kaczyńskiego, który tylko czeka na „swój Budapeszt”.
Lech Kańtoch