Żyją nimi media polskie uczestnicząc w kompanii wyborczej USA. Opowiadanie się za Harris lub Trumpem odpowiada podziałowi na polskiej scenie politycznej, która jest bardzo proamerykańska. Zaangażowanie w kampanie demokratów lub republikanów w Polsce osiągnęło taki poziom, jakby od tego zależał nasz los.
A to jest myślenie skrajnie infantylne. Dla amerykańskiego imperium mamy takie znaczenie, jak dla Francuzów w okresie napoleońskim. Skąd się bierze to irracjonalne, oderwane od rzeczywistych interesów traktowanie polskiej polityki?
Kto wygra? Ameryką znam z książek (od Tocqueville do Kissingera) i bieżącego śledzenia informacji w Internecie. Nasze media głównego nurtu uprawiają tylko proamerykańską propagandę. Zdobywanie informacji z różnych źródeł i kierowanie się elementarną logiką pozwala prognozować, że raczej wygra Trump. On mi się nie podoba, ale emocje nie powinny wpływać na prognozy (jak to niestety w Polsce powszechnie się dzieje). Jego wybór jest bezsensowny, bo miliarder, oszust i malwersant jest popierany przez biednych i mających poczucie upośledzenia. Ale Harris kontynuując zimnowojenną politykę Bidena też będzie złym rozwiązaniem.
Ameryka jest w dużym kryzysie społecznym, o czym nie mówi TVN i nie przeczytacie w tekstach pani Apfelbaum. Reakcją na kryzys jest poparcie tego, który krytykuje rzeczywistość i obiecuje radykalne zmiany. Te obietnice są oszustwem, ale to nie przeszkadza, bo działają. Ludzie często nawet nie oczekują poprawy, ale głosują aby przynajmniej kogoś ukarać. I z tym chyba mamy do czynienia w USA.
Wiesław Żółtkowski - Facebook 3.11.2024