Odnaleziona po wielu latach powieść Marka Hłaski, dziś klasyka polskiej powojennej literatury, wówczas, to znaczy w okresie pisania Wilka – nastolatka stawiającego dopiero „pierwsze kroki w chmurach” literackiego nieba-piekła – przypomina nam najbardziej dramatyczne dylematy pokolenia, które dorastało w okresie II RP.
Oprócz czysto literackich wad (czy może potknięć), których komentowania unikniemy, świadomi tego, iż debiuty rządzą się swoimi prawami (a Wilk w istocie jest swoistym debiutem), jak również przez wzgląd na późniejsze niepodważalne osiągnięcia literackie Hłaski, warto zauważyć, iż powieść ta ma szereg atutów. Pokazuje bowiem obraz międzywojennej Polski w świetle, które wielu czytelników może razić; wszak nie jesteśmy – my, młode pokolenie przygotowani na tak nietypowe spojrzenie na tamte czasy, otwierające drogę do poszukiwania prawdy o Polsce przedwojennej, prawdy, która z natury swej jest złożona.
Zanim do nich przejdziemy, warto poczynić tę małą dygresję. Otóż Wilk, to powieść realistycznie – choć nie pozbawiona prostych ideologicznych rozstrzygnięć – opisująca życie w robotniczych dzielnicach przedwojennej Warszawy. Daje nam rzeczywisty obraz II RP, jakże daleki od współczesnych mitologizujących i hurra-optymistycznych narracji-wyroków ferowanych przez prawicę. Może to więc dobrze, iż Wilk przeczekał swoje, a czas jego wydania zbiega się ze wzmożoną próbą swoistej sanacji II RP, próbą pokazania tego okresu jako wyrosłego z „ducha zwycięstwa” (określenie Ryszarda Legutki). Po lekturze Wilka my, kolejne pokolenia widzimy prawdziwe oblicze tego „zwycięstwa”. Duch II RP okazuje się widmem, które straszy, i co gorsza, zdaje się powracać i dziś.
Przedwojenna stolica, którą Hłasko opisuje, dzieli się w istocie na dwa różne miasta. Ta bogata Warszawa i jej żoliborskie „białe domy, zielone podwórka” oraz szereg dzielnic biedy, gdzie tylko „Budy Cygańskie”, drewniane baraki i głód. Głód – to chyba kluczowe słowo w tej opowieści, bowiem uczucie głodu i głęboka świadomość niesprawiedliwości społecznej generowanej przez kapitalizm powoduje, iż bohaterowie – w tym główna postać, kilkunastoletni Rysiek Lewandowski – zostają postawieni przed dylematami natury etycznej. Hłasko nie proponuje nam wyszukanej filozofii, trafia do czytelników w prosty sposób. Każe pochylić się nad podstawowymi problemami: ukraść czy być głodnym? Biernie znosić swój los, czy organizować się we wspólnej walce?
Pisarz zagląda też głębiej w tkankę społeczną międzywojnia. W jednej ze scen, gdy Rysiek dociera do bogatej części miasta, pokazana jest kulturowa przepaść między nim – synem proletariuszy, a dziećmi z tak zwanych „dobrych domów”. Tu – na całe szczęście – Hłasko stosuje ciekawy zabieg. Otóż, wcale nie pokazuje głównego bohatera jako człowieka „ułomnego”, nie ulega „mieszczańskiej” narracji, wręcz przeciwnie, staje po stronie Ryśka:
Poszukał rówieśników. I tu spotkało go rozczarowanie. Kopanego nie znali, w cymbergaja i stopkę ani mru-mru, i w ogóle głupie były te dzieci: grzeczniutkie, nie dzieci, tylko zabaweczki jakieś. „Tak, mamusiu”, „Słucham, mamusiu”, „Już idę, nianiu”…
A zatem życie Ryśka, choć trudne, z pewnością cięższe od jego lepiej sytuowanych rówieśników, zarazem jest jakby prawdziwsze, bardziej podmiotowe. Wyżej opisane dzieci określane mianem „zabawek” wychowywane są do posłuszeństwa, a zatem do tego, aby w przyszłości utwierdzać zastaną rzeczywistość. Ryśka Lewandowskiego oraz innych bohaterów „proletariackich” wychowuje ulica i to wychowuje do buntu. Już od najmłodszych lat zderzają się z prawdziwym życiem, poznają jak smakuje zło i przemoc. I szybko dochodzą do wniosku, iż wcale nie smakuje, wręcz przeciwnie, ich życie dzień w dzień zatruwane jest cierpieniem i wysiłkiem ponad miarę. W gruncie rzeczy nie są to bohaterowie źli, a jedynie deprawowani przez ulicę i biedę, coraz bardziej zbuntowani przeciw niesprawiedliwości. Zło, które czynią, spowodowane jest niemożnością uczynienia dobra. Dopiero później pojawia się partia i towarzysze, którzy ten bunt skierują na właściwie tory, to jest na wspólną walkę o godność ludzi pracy.
Ale Wilk to nie tylko zerojedynkowa powieść o złych kapitalistach i dobrych komunistach. To przede wszystkim książka ilustrująca obraz nędzy i zacofania środowisk robotniczych II RP, a zarazem pragnień młodego pokolenia, aby żyć godniej. Nadzieją na lepsze życie dla siebie, ale i dla swoich przyjaciół dotkniętych podobnym losem jest działalność w partii – do takiego wniosku dochodzi główny bohater, który – w jednej ze scen – modli się do Boga o przyjęcie go do grona komunistów. Tu książka Hłaski daje nam współczesnym jeszcze jedną ważną lekcję. Mianowicie uświadamia, iż być komunistą w II RP, nie znaczy to samo (a wręcz przeciwnie!), co być nim w czasach stalinowskiego terroru czy stanu wojennego, czy wreszcie: nie znaczy to, co wielu nieznającym historii ruchu robotniczego w Polsce zdaje się, że znaczy dziś.
Wyrządzić zło czy pozbawić marzeń umierającego przyjaciela? To chyba jeden z najtragiczniejszych a zarazem najbardziej wzruszających momentów w historii Ryśka. Otóż bohater ten ma przyjaciela ze szkolnych ław – Heńka, który umiera na gruźlicę. Przyjaciel marzy o tym, aby zostać inżynierem. Gdy ma świadomość, iż jego dni są policzone, prosi Ryśka, aby razem wybrali się na Żoliborz. Jego marzeniem jest zobaczyć piękne „białe domy”, gdzie ludzie „mieszkali lepiej, radośniej”. Jego prawdziwym marzeniem – o czym pisze Hłasko – było właśnie żyć radośniej, tak jak ludzie z „białych domów”. Skoro jednak było to niemożliwe, chciał Heniek zobaczyć – być może po raz ostatni – to o czym marzył: budować wielkie domy i godnie w nich żyć. Ale Ryśkowi i Heńkowi do tej wycieczki brakuje rzeczy elementarnej, mianowicie butów. Toteż Rysiek decyduje się je ukraść (co ostatecznie się nie udaje). Kiedy wpada na ten pomysł, od razu nachodzą go etyczne wątpliwości. Rysiek nie może ukraść, ale może – bo tak postąpiłby przecież jego idol Ken Maynard – zabrać bogatym, a dać biednym. Hłasko pokazuje więc, iż jedna w gruncie rzeczy sytuacja może mieć dwa oblicza. W istocie – relatywizuje tu etykę, wskazuje przy tym, iż jest ona determinowana warunkami społeczno-ekonomicznymi. A zatem to nie Rysiek relatywizuje swój czyn, który wydaje mu się (słusznie zresztą) zły, lecz to niesprawiedliwość ustroju, w jakim żyje zmusza go do tej swoistej reinterpretacji swojego postępku. Zatem odpowiedzialność za manipulowanie etyką spada tu na system kapitalistyczny. W tej właśnie sytuacji Rysiek Lewandowski jest takim warszawskim Janosikiem, bohaterem, który swoim czynem chce choć w maleńkim stopniu wyrównać poziom życia swojego ubogiego przyjaciela. Samo dzielenie osób na tych, którzy mają buty, i tych, którzy ich nie mają, również wiele mówi o, rzekomo „zwycięskiej”, II Rzeczpospolitej.
Jeżeli więc Wilk irytuje zbytnią prostotą, nieco zbyt oczywistym podziałem na tych, którzy są po dobrej stronie barykady, a tych, co stoją tam, gdzie… by nie cytować klasyka… stać nie powinni, gdy mierzi nas wreszcie realizm tej powieści, powinniśmy zauważyć, iż ostatnimi czasy to realizm właśnie wykorzystywany był w literaturze jako broń polskiej prawicy. Działo się tak pewnie dlatego, iż często właśnie opowieści realistyczne traktowane były jako te „prawdziwe”, a przez dłuższy czas – z małymi wyjątkami – „obiektywna”, „prawidłowa” narracja literacka i historyczna była zamknięta w „prawych rękach” polskiego życia kulturalnego. Czas chyba na to, aby podnieść w górę lewe ręce i mocno uderzyć nimi w literacki stół. I tu miejsce dla takich powieści jak Wilk, która jest dowodem na to, iż nurt realistyczny we współczesnej literaturze może być swoistym mieczem obosiecznym użytym też przeciw prawicowej narracji.
Tak, w II RP Rysiek Lewandowski chodził dziurawą ulicą Marymoncką, a manifestacje robotnicze ku czci 1 maja były brutalnie pacyfikowane. Młodzi ludzie z dzielnic robotniczych umierali na gruźlicę, a nauczycieli wyrzucano ze szkoły za lewicowe poglądy. Oto demitologizacja epoki wyrosłej z „ducha zwycięstwa”. Oto, wreszcie, nasz – lewicowy realizm.
Mundek Koterba
---
Marek Hłasko, Wilk. Wydawnictwo Iskry. Warszawa 2015. Stron: 351.