Wszystkie życzenia i te składane, i te przyjmowane na przełomie roku wyrażają nadzieje i marzenia. Na ogół nie mają wiele wspólnego z rzeczywistością. Gorzej, są z rzeczywistością w jaskrawej sprzeczności. Rzeczywistość bowiem na każdej szerokości geograficznej razi dziś pragmatyzmem i przytłacza. Tylko niewielkiej części ludzkości udaje się przeżywać życie z sensem i mieć wpływ na własny los. Większość przyjmuje, lub będąc świadoma, musi przyjąć do wiadomości swoją niepodmiotową rolę, jaką wskazuje jej praktyka życia.
W ubiegłym roku, studiując wydaną po raz pierwszy w Polsce, po dwudziestu latach od jej napisania, świetną rozprawę prof. Adama Schaffa „Humanizm ekumeniczny”, utwierdziłem się w przekonaniu, że świat szczególnie w ostatnim ćwierćwieczu nie poszedł w tym kierunku, jaki wskazywali wybitni moraliści i filozofowie, a mianowicie w stronę realizacji ludzkich marzeń i utopii zawartych w określeniu: dobro człowieka. Raczej gwałtownie z tej drogo zawrócił, aby poddać się neoliberalnej presji konkurencji i chciwości, która wyeliminowała z aktywnego życia jednostki słabsze, nienastawione na walkę i zwycięstwo kosztem innych.
Dziś po ćwierćwieczu neoliberalizmu, na przełomie kolejnych dekad i lat poszukujemy alternatyw rozwojowych. Nie tak dawno pytałem na łamach „Przeglądu Socjalistycznego” w eseju „Dokąd od neoliberalizmu” o nowe drogi rozwoju, o nowe wizje i alternatywy. Rodzą się one, jak widać i na lewicy, nad wyraz wolno. Świat ma problemy z konstrukcją krytycznej analizy rozwoju i praktyki społeczno-gospodarczej, jaka dominowała w ostatnich latach. Trudno bowiem twórcom „świata bez ograniczeń rozwoju” przyjmować nagle, że istnieją bariery, które wskazują, że idziemy drogą ku globalnej katastrofie. To bariery ekologiczne, surowcowe, energetyczne, to zachwiany bilans czystej wody, to wreszcie bariery cywilizacyjne wynikające z nierównomiernego rozwoju. Przybywa w świecie coraz więcej wykluczonych, ostatnio lawinowo rośnie ich liczba w świecie cyfrowym.
Można rozumieć, że istotą kapitalizmu jest konkurencja i maksymalizacja zysku bez względu na dobro człowieka. Stąd wywindowany do rangi dogmatu pragmatyzm i sukces.
Można się jednak dziwić, że swoich wartości opartych na sprawiedliwości społecznej, równości i egalitaryzmie nie głosi lewica. Tak, jakby zachłysnęła się chwilowymi sukcesami rynków finansowych, w których była co najwyżej niechcianym klientem.
Społeczeństwa po doświadczeniach i skutkach trwającego kryzysu globalnego oczekują nowych idei, oczekują poszukiwań intelektualnych, które odpowiedzą na pytania związane z nowymi wartościami i koncepcjami rozwoju na nowe stulecie. Oczekują także i praktycznych rozwiązań. Uważam, że po ostatnich kilku dekadach neoliberalizmu przed polską, europejską ale i światową lewicą stoi ogromna szansa przejęcia inicjatywy w obszarze wielkich projektów rozwojowych. Trudno oczekiwać, że narodzi się nagle nowy Karol Marks, ale nie można wątpić, że zbiorowe doświadczenia nie są w stanie zaowocować nowymi ideami.
Lewica zawsze umiała marzyć. Jest taki czas, że świat trzeba dziś zaprojektować od nowa, biorąc pod uwagę dobre i złe doświadczenia, ale również wartości powszechnie akceptowane.
Pod rozwagę przedkładam przy okazji rozpoczynającego się Nowego Roku, który jak zawsze rodzi nowe nadzieje, idee wynikające z przemyśleń wielu lewicowych intelektualistów, uogólnioną we wspomnianej rozprawie „Humanizm ekumeniczny” jako dobro człowieka.
Andrzej Ziemski