17 października 2013 roku był obchodzony jako kolejny Międzynarodowy Dzień Walki z Ubóstwem i Wykluczeniem Społecznym na Świecie. I co dalej? Co prawda Ban Ki-moon, sekretarz generalny Organizacji Narodów Zjednoczonych, przedstawił kolejny raport, z którego wynika to, co wynikać powinno, czyli: że ONZ sukcesywnie walczy z biedą, mimo to jednak na świecie nadal żyje 1 miliard 200 milionów ludzi poniżej minimum egzystencji.
W Polsce zaś za mniej niż 520 zł na osobę, czyli wartość minimum socjalnego, żyje aż 7 proc. ludzi. Oczywiście są to tylko dane zweryfikowane. Ile jest nędzy i wykluczenia ukrytego, tego chyba nikt nie jest w stanie policzyć.
Przykład tragedii na włoskiej wyspie Lampedusa, gdzie zginęło 339 osób płynących na zdezelowanych łodziach do raju po lepsze życie jest pouczający. Zaraz potem wydarzyła się kolejna tragedia u wybrzeży Malty, uratowano 50 osób utonęło 200, do dziś z morza wydobyto 34 ciała. Te tragedie udowadniają, że poza ogólnoświatową paplaniną o tym, jak należy walczyć z biedą, niewiele z tego wynika. Kraje europejskie przerzucają się wzajemnie odpowiedzialnością za biedę w rejonie Afryki. Tym samym obłudne i cyniczne zrzucają z siebie odpowiedzialność za kolonizowanie Afryki prowadzące przez wieki do rabunkowej gospodarki w stosunku do tego rejonu świata. Teraz wylewają krokodyle łzy nad sytuacją uchodźców ginących u wrót raju, tak bowiem uchodźcy określają Lampedusę.
Czy można pomóc afrykańskim uchodźcom płynącym po lepsze życie na Lampeduzie. Można, oczywiście można, albowiem nie jestem w tym, co napiszę odosobniony. Można, tylko trzeba się poczuwać do odpowiedzialności i nie przeznaczać miliardów dolarów na układy z koncernami zbrojeniowymi i nowe wojny, a przeznaczyć pieniądze na kształcenie społeczeństw Afryki i zminimalizowanie skutków własnej rabunkowej polityki sprzed kilkudziesięciu lat. Jestem zdania, że biedę można zwalczać nie tylko przez programy
pomocowe, które najczęściej nie trafiają tam gdzie powinny. Biedę można zwalczać poprzez zwiększanie szeroko rozumianej świadomości społecznej poprzez kształcenie tamtejszej elity społecznej nauczycieli, lekarzy, inżynierów, którzy tam na miejscu będą mogli pomagać ludziom.
Nie ma problemu ze zmarnowaniem kolejnych miliardów dolarów. Afryce potrzebna jest rybka nie wędka i zamiast płakać, należy po prostu usiąść wraz z Afryką do czegoś w rodzaju okrągłego stołu i zastanowić się nad przyczynami takiego stanu rzeczy, uderzyć się w piersi i w końcu zacząć działać, a nie płakać nad rozlanym mlekiem. Tylko podnoszenie świadomości ludzi ich kształcenie i pomoc w tym by sami mogli dźwigać się z biedy, potrzebny jest cały długofalowy proces wychodzenia i w tym procesie musza uczestniczyć wszyscy, albowiem tylko sami Afrykańczycy świadomi swoich potrzeb mogą o nich komunikować i wspólnie je rozwiązywać. W innym przypadki pozostaną nam tylko gołosłowne raporty ONZ i kolejne ciała ofiar wyciągane z Morza Śródziemnego.
Jeżeli nie zrobimy czegoś wspólnie, by rozwiązać problem szeroko rozumianej biedy i wykluczenia społecznego, to takie obrazki takie, jak te na Lampeduzie, będziemy oglądać jeszcze bardzo często. Czas na to by wyciągnąć wnioski z tej katastrofy i zacząć działać analizując przyczyny tego stanu rzeczy a nie płakać nad skutkami naszej błędnej polityki i odwracania się plecami do biednych i wykluczonych gdziekolwiek żyją. A ogromne rozwarstwienie społeczne ten rak kapitalistycznego ustroju będzie się tylko mnożyć.
Marcin Antoniak, niepełnosprawny dziennikarz, historyk, recenzent księgarski.