Kiedy próbuję informować "pocztą pantoflową" o tym, co stanie się z pracą już niedługo, kiedy wejdą planowane zmiany, moich znajomych ogarnia najpierw niedowierzanie, potem przerażenie, a zaraz gniew. Nawet osoby, które dość dobrze prosperują i nigdy nie były szczególnie upolitycznione mówią mi: „Jak będzie strajk, demonstracja, daj mi koniecznie znać. Wyjdę na ulicę. Tylko daj mi znać.” Dam znać. Na pewno, bo chodzi o coś bardzo ważnego, o coś najistotniejszego − o podstawy naszego bytu i poczucia ludzkiej godności. A tego chcą nas pozbawić nasi sejmowi „reprezentanci” na życzenie lobby pracodawców. Wydaje się to podłe, niedopuszczalne, a jednak jest bardzo realne i może stać się już niedługo, jeśli pozwolimy rządowi wprowadzić te zmiany. Jak najwięcej osób powinno się dowiedzieć o planowanej nowelizacji.
Informację na temat planowanych zmian w Kodeksie Pracy są nieliczne, rozproszone, ale pojawiają się. NSZZ „Solidarność” prowadzi kampanię informacyjną „Zmiany w czasie pracy. Nie daj się orżnąć!”, a w swojej ulotce ostrzega przed planowanymi zmianami:
„Nowelizacja kodeksu pracy i wprowadzenie rocznego okresu rozliczeniowego zrobią z Ciebie pracownika na rozkaz. Nigdy nie będziesz mieć pewności, ile będziesz pracować i ile zarobisz. Do tej pory pracodawca mógł Cię zmusić do takiej pracy maksymalnie przez 3 miesiące. Po wejściu w życie nowych przepisów − nawet przez rok. Jeśli się zwolnisz, nie dostaniesz odprawy. Jeśli się postawisz – stracisz pracę. W 12-miesięcznym okresie rozliczeniowym pracodawca będzie mógł zmusić Cię do pracy przez 12 godzin dziennie od poniedziałku do soboty nawet przez 28 tygodni, czyli ponad pół roku! W skrajnym przypadku, jeśli zbiegną się dwa okresy rozliczeniowe, może to trwać nawet 56 tygodni, czyli ponad rok. Jeśli się temu nie podporządkujesz, grozi Ci zwolnienie dyscyplinarne.” (ulotka NSZZ Solidarność; http://www.solidarnosc.org.pl/zmiany-w-czasie-pracy.html)
Taka niewolnicza praca pociągnie za sobą fatalne skutki zarówno dla samego pracownika, jak i dla całej jego rodziny. Związkowcy z „Solidarności” zwracają uwagę na grożące wyniszczenie fizyczne, brak czasu na wypoczynek i spędzanie czasu z rodziną, a tym samym − niszczenie więzów rodzinnych. Są to konsekwencje uelastyczniania zatrudnienia dobrze znane całej armii osób pracujących na tzw. „umowach śmieciowych”. Planowane zmiany i ich skutki nie ominą osób w szczególnej sytuacji na rynku pracy, w tym kobiet w ciąży i matek samotnie wychowujących dzieci. Nie będzie taryfy ulgowej, nie będzie litości dla nikogo.
Nowelizacja, która rzekomo ma być lekarstwem na kryzys, jest tylko i wyłącznie pretekstem do tego, by pogłębić kryzys społeczny, by z nas, ludzi pracy zrobić bezbronną, niepewną jutra i obezwładnioną strachem siłę roboczą. Na pewno nie chcemy żyć jak niewolnicy we własnym kraju. Wiem, że nie pozwolimy na to. Jestem przekonana, że nie dopuścimy do tego, żeby pazerni przedsiębiorcy wykończyli nasze społeczeństwo i dobili gospodarkę, którą rozgrabili przez ostatnie lata. Razem stawimy im czoło.
Ewa Miszczuk
Wiceprzewodnicząca Rady Naczelnej Polskiej Partii Socjalistycznej
Przewodnicząca PPS Dolny Śląsk