Największymi przegranymi w tej sytuacji okazały się władza państwowa, która nie potrafiła wyegzekwować wcześniejszego porozumienia oraz Kościół, który uciekł wręcz od odpowiedzialności, tłumacząc, że nie jest stroną w tym sporze. Nic jednak bardziej błędnego.
Tłum pod krzyżem skandował nazwisko Jarosława Kaczyńskiego, który po porażce wyborczej wrócił do dawnej roli, którą cechowało dzielenie społeczeństwa. Po umizgach do lewicy, dziś to wizja „zapateryzmu” jest największym zagrożeniem wg. prezesa PiS. Okazał się on po raz kolejny politycznie nie dojrzały. „Obrońcy krzyża” nie respektowali nawet księży, którzy próbowali przenieść go we właściwe miejsce tj. do Kościoła. Wyzwiska, jakie ich spotkały, musiały zszokować środowiska katolickie i całą opinię publiczną.
Na naszych oczach rozgrywa się właśnie pokoleniowa zmiana światopoglądowa Polaków. Na protesty katolickich fanatyków odpowiedziała grupa młodych ludzi, dla których Konstytucja jest ważniejsza niż Konkordat, którzy pragną żyć w świeckim państwie. Jest więc kwestią czasu, kiedy idea laickiej Polski zdobędzie szersze poparcie społeczne i nie będzie kojarzyć się mylnie z czasami PRL-u, czasami narzuconego ateizmu.
Pojawia się tu pole do popisu dla lewicy i jej priorytetowego hasła, czyli rozdziału Kościoła od państwa. Rozumie to Grzegorz Napieralski, który dzięki właśnie tym hasłom uzyskał świetne trzecie miejsce w wyborach prezydenckich. Jeśli to dobrze rozegra, okaże się być jedynym obrońcą Konstytucji z jednej strony i siłą polityczną, która skupi wokół siebie szersze masy. Młodzi ludzie, którzy tak licznie go poparli mogą okazać się trwałą bazą, na której lewica może wrócić do pierwszej ligi.
Społeczeństwo, które laicyzuje się na naszych oczach czeka na właściwego obrońcę idei świeckiego państwa. Może nim być tylko lewica.
Przemysław Prekiel