W Polsce informacje publiczne sprowadzają się do przepychanek polityków i zdarzeń lokalnych w rodzaju: pies ugryzł człowieka. Programy publicystyczne są trochę ambitniejsze i odnoszą się do szkodliwości Nord Stream, knowania Putina i konieczności obrony Polski przez wojska USA. Tymczasem na świecie rozgrywa się walka wynikająca z zależności czynników geograficznych i historycznych, ale przede wszystkim ekonomicznych i wojskowych.
Mocarstwa realizują swoje cele polityczne. Odniesienie się do tej gry pozwala lepiej rozumieć polską politykę, której samodzielność odnosi się tylko do upowszechniania narodowych fobii i mitów. Część polityków uznaje jeszcze geniusz myśli Giedroycia, który za Piłsudskim proponował rozbicie Rosji i utworzenie pod przewodem Polski grupy państw buforowych. Teraz nawiązuje do tego równie bezsensowna koncepcja „Trójmorza”, w którym nikt nie chce akceptować kierowniczej roli naszego kraju. Ale na spotkanie mogą przyjechać. A ponieważ jednoznacznie jest to wymierzone w Rosję, więc i Tramp poprze. USA akurat w tym obszarze realizują swoje interesy, Polska tylko kompleksy.
Po wygraniu zimnej wojny Zachód uważał, że Rosja będzie obszarem jej ekspansji gospodarczej, przy bierności politycznej. Rosji z kolei wydawało się, że zostanie partnersko włączona do zachodniego świata. Koncepcje były sprzeczne i stąd wzięła się silna pozycja Putina, gdy przeciwstawił się amerykańskiemu konsumowaniu zwycięstwa w zimnej wojnie. Nastąpiło umocnienie niezależnej Rosji. USA rozpoczęły więc nową rywalizację w celu dobicia przegranego w zimnej wojnie.
Chiny po 1990 r. uznawały światowe przewodnictwo USA, rozwijając gospodarkę i rozgrywając równocześnie swoje relacje z USA i Rosją. Teraz stały się potęgą, która chce politycznie i wojskowo dorównać sile gospodarczej. USA opierają swoją siłę na dolarze, dominującym w międzynarodowych rozliczeniach i armii toczącej ciągle wojny, w celu umocnienia dominacji politycznej, za czym stoją twarde cele gospodarcze. Siła przyciąga talenty i tworzy innowacje, pozwalające jeszcze USA dominować w różnych obszarach. Chiny umacniają swoje wpływy w Afryce i Ameryce Południowej inwestycjami i transakcjami handlowymi. Równocześnie zbroją się korzystając z opanowania najnowocześniejszej techniki. Szykują się do odparcie wojskowej dominacji USA wokół granic ich państwa.
Polska nie definiuje własnych interesów. Żyje w sferze fobii wobec sąsiadów, jest na uboczu UE. Politykę zagraniczną opiera na ścisłym sojuszu z USA, za co jest gotowa dużo płacić. Polscy politycy nie rozumieją, albo boją się o tym mówić, że sztuczne jest straszenie zagrożeniem wojskowym ze strony Rosji, która sama jest otaczana amerykańskimi bazami i wzniecanymi konfliktami w obszarze jej wpływów. W tej sytuacji jedynie co może nam grozić, to wezwanie USA, abyśmy uczestniczyli przy ich boku w nowej wojence, którą wywołają. W polityce dominują interesy, a nie wartości o których obłudnie się mówi. Można zauważyć, że Erdogana nie spotkały reakcje podobne do tych, które dotykają teraz Łukaszenkę, mimo że w Turcji represje są dużo większe, niż w Białorusi.
Jasno widać, że nasza polityka zagraniczna jest funkcją polityki krajowej. Władzy opłaca się rozwijać rusofobię i niechęć do Niemców oraz Unii Europejskiej, bo nic tak nie spaja wspólnoty, jak wskazanie wroga. Więc bronimy się przed nieistniejącymi wrogami, płacąc za to USA inwestycjami militarnymi oraz odcięciem od wielkiego rynku wschodniego. Dla gospodarki to jest szkodliwe, dla prowadzonej polityki potrzebne. Sądzę, że nie jestem osamotniony w takim widzeniu naszych spraw. Ale trudno z podobnymi poglądami przebić się do głównego nurtu dyskusji publicznej. Obowiązuje ostrożne trzymanie się narzuconej poprawności w fałszywym nazywaniu polskiej racji stanu. Postawa taka służy umacnianiu polityki obecnych władz, ich wiarygodności. Świadczy o tym, że nie ma innego objaśniania świata i odmiennych koncepcji działania.
Wiesłwa Żółtkowski - Facebook