Dzisiaj kluczowa jest gospodarka, a szerzej warunki życia ludzi. Polska epidemię przechodzi lżej, niż w krajach zachodniej Europy, choć gorzej niż w krajach sąsiednich. Recesja definiowana jako spadek PKB w dwóch kolejnych kwartałach będzie niższa, niż w większości krajów UE.
Wynika to z kilku powodów. Najważniejsza jest struktura polskiej gospodarki. U nas mniejszy niż w innych krajach jest udział działów, których aktywność silnie ograniczyła epidemia: turystyka, usługi, eksport do dalekich krajów utrudniony epidemią, mało było inwestycji, więc nie było co zatrzymać, itp.. Część produkcji odbywa się w firmach z kapitałem zagranicznym, który nie rezygnuje z niej z powodu niższych u nas kosztów pracy. Silnie zadziałało wsparcie finansowe w kolejnych tarczach, przy równoczesnym ciągłym wzmacnianiu popytu świadczeniami socjalnymi. Równocześnie mamy inflację największą w UE. A PKB to przecież w uproszczeniu suma sprzedaży netto, której wartość rośnie wraz z cenami.
Ale jest i druga strona tej sytuacji. W wielu obszarach epidemia znacznie pogorszyła funkcjonowanie służby zdrowia (towarzyszyłem osobie chorej w wizytach szpitalnych – tam jest częściowy paraliż), szkolnictwa, turystyki, różnych usług, a także częściowo produkcji, np. w górnictwie, czy rolnictwie przy zbiorach płodów rolnych. Kryzys dotknął sektor finansowy polityką niskich stóp procentowych i w perspektywie pogorszeniem sytuacji kredytobiorców, gdy skończy się działanie tarcz osłonowych. Efektem będzie też wzrost bezrobocia, choć nie tak duży, bo zmniejszyła się liczba pracujących emigrantów, którzy nie zakwalifikują się jako bezrobotni. Zresztą to spadające wcześniej bezrobocie było dziwne, bo równocześnie nie rosła liczba zatrudnionych.
Epidemia ma dwa oblicza: z jednej strony pogarsza sytuację w wielu obszarach gospodarczych, a w drugiej ukrywa efekty tego. Górnicy mniej fedrują, ale nie protestują, bo mają kwarantannę. Działania osłonowe w postaci wypłat pieniędzy podtrzymują popyt, ale nie poprawiają usług publicznych. Tysiąc złotych dla emeryta nie rozwiązuje problemu opieki zdrowotnej, co można byłoby osiągnąć, gdyby te 10 mld zł skierowano do służby zdrowia. Ale nie byłoby efektu wyborczego.
Jaka prognoza? Środki finansowe z UE pozwolą na kontynuowanie obecnej polityki. Wzrosną inwestycje finansowane środkami publicznymi, przy spadku finansowanych kredytem bankowym. Finansowe instytucje parabudżetowe będą konkurowały z bankami. Wypchnięcie długu poza budżet pozwoli na ukrywanie prawdziwego zadłużania budżetu. Inni wcześniej też tak robili, tylko w dużo mniejszej skali.
Zwiększenie długu i pieniądze z UE pozwolą na kontynuowanie obecnej polityki gospodarczej. Trudno powiedzieć jak zakończą się obietnice wielkich inwestycji: przekop Mierzei, Centralny Port Komunikacyjny, zakupy zbrojeniowe, samochody elektryczne. Nie ma na nie pieniędzy i część z nich nie ma żadnego sensu, ale mieszczą się w propagandzie nacjonalistycznej. Chodzi bowiem nie tyle o modernizację kraju, ile o utrzymanie poparcia politycznego. To nie muszą być tożsame cele.
Konflikty społeczne pojawią się tylko w wydzielonych obszarach, a wobec naszej niesolidarności (podobno kraj Solidarności!) nie rozleją się po kraju. Będą lokalne, z ograniczonym wpływem na życie społeczne i polityczne. Ale sytuacja jest dynamiczna. Koronawirus jest nieprzewidywalny. Wzrost epidemii może wiele zmienić, ale zdarzeń medycznych nie potrafię prognozować.
Wiesław Żółtkowski - Facebook